Wybudowane w latach 70. i 80., nazywane „nowymi blokami” albo czternastką, piętnastką i szesnastką od numerów bloków. Administracją każdego budynku zajmuje się spółdzielnia. W szesnastce dawniej znajdowało się przedszkole. Zajmowało ono dwa mieszkania na wysokim parterze, z balkonem. Za szesnastką był mały plac zabaw:
„Tam jest szesnastka i naprzeciwko tam są teraz linki. No, no. Ale były też takie dziecięce takie zrobione samodzielnie maszyny. Taki sąsiad nam zrobił właśnie takie koniki na sprężynie”.
Dzieci dużo bawiły się między blokami, nie tylko na placu zabaw:
„Były takie, jak to się nazywa? Trzepaki. My mówiliśmy na to przewijanka, co było do trzepania dywanów. Przewijanka, bo zawsze można było się… te takie fikołki i tam właśnie było na tej przewijance najwięcej zabaw, tam »raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy«, pamiętam, albo »pałka, zapałka, dwa kije«. Czyli staliśmy na tej przewijance i nogi do góry. I ktoś miał zawiązane oczy i kijem, jak ktoś kogoś złapał nogą, to przegrał. Okej. I potem było w kachelkę. Rysowaliśmy takie jak w klasy. I mieliśmy opakowanie po kremie Nivea, albo po paście do butów. Była jakaś taka okrągła pasta do butów, nasypaliśmy tam piasku, żeby była taka ciężka, i po prostu skakaliśmy, przesuwaliśmy ją z kratki do kratki. W klasy to tak nie graliśmy w klasy. W gumę. Guma, skakanka… “.
W czasie innej zabawy – „go-szu” – jedna grupa się chowała, a druga szukała. Młodzież również przesiadywała między blokami:
„Jak była pora letnia, to przecież my lataliśmy koło tych bloków, nie? Dwudziesta druga, rodzice nas szukali, a my po prostu gdzieś tam w podchody. Zawsze mieliśmy takie miejsce przed blokiem numer 14. My tam siedzieliśmy, zawsze głośno gadaliśmy, a taka starsza pani [wylewała na nas] stufek [mały garnek] z wodą zimną i ni stąd, ni zowąd, a za chwilę mieliśmy mokre głowy”.